notka
15 kwietnia 2009, 22:38
No nic nie poradzę, że jestem ostatnio hmmm monotematyczny. To wszystko wina Pańci. To ona sprawia, że w naszym domu po prostu roi się od małych kotków. No może trochę przesadzam, ale chyba mnie też można zrozumieć. Ja już jestem poważnym facetem, a tu co rusz podrzuca mi się jakieś brzdące do niańczenia. Wczoraj Ewcia z Pańcią zrobiły „ rachunek sumienia” i wyszło im, że w zeszłym roku znalazły domki dla ponad trzydziestki małych łobuzów ( nie licząc dwóch potworów, które jeszcze u nas są. Ledwo Sznurki poszły do ludzi, jeszcze ewcine łzy za Rysiem – Juniorem nie obeschły, a już pojawiły się kolejne... i kolejne... i kolejne... Zazwyczaj były u nas króciutko, aż tu pewnego późnojesiennego dnia zadzwoniła stroskana Pani Ewunia z Gdańska – Wrzeszcza ( tak, tak, ta pani od „ złodziejki kotów”.) Zadzwoniła i radzi się naszej Pańci – Pani Joasiu, ja nie wiem, co mam zrobić. Nasza kotka z podwórka spodziewa się kociąt, zima idzie, mrozy przyjdą, kotki zaspy zasypią – tu Pani Ewuni zgroza mowę odebrała. Pańcia dokonała natychmiastowej oceny sytuacji: po pierwsze w tej chwili żadnych basałyków w domu nie ma, po drugie przestrzeń do wychowania jest, po trzecie na święta przyjeżdża tylko 15 osób – możemy kotki przysposobić! - Pani Ewo kochana – stwierdziła – proszę tylko dopilnować, żeby małe się urodziły i dokarmiać kotkę, a potem proszę do mnie zadzwonić. Jak już małe będą w miarę samodzielne przyjadę i je zabiorę. Pani Ewunia odetchnęła z ulgą. 4 listopada nadszedł ten wielki dzień i maluchy pojawiły się na świecie. Potem Pańia codziennie otrzymywała relację z postępów czynionych przez kocie dzieci, aż do dnia, gdy przyszedł mróz. Kotki miały miesiąc. Pani Ewa lekko spanikowana zaalarmowała Pańcię, że łobuzy wyłażą już z budki, a tu zimno!. Cóż było robić. Pańcia z Panem wsiedli w samochód i pomknęli jak dwie błyskawice ( a właściwie jedna ) do Gdańska. Przez cały czas Pańcia cieszyła się jak dziecko: „ będą nowe sznurki, będą nowe sznurki, tra la la...)A tu nagle okazało się, że z podwórkowej budki wychynęły bynajmniej nie sznurki... Najpierw statecznie wyszedł Junior II – czyli przepiękny, ofutrzony, marmurkowy kocurek, potem wymaszerował Czarny Agat ozdobiony białym krawatem, skarpetkami i fantastycznymi białymi wąsiskami, za nim leniwie wyszła calutka czarna Nora – imię otrzymała na cześć naszej Norki, bo to normalnie jej wierna kopia jest, a na końcu, w podskokach wyskoczyła mała czarna, rozmiauczana piłeczka, zwana przez nas Miłką. Kotki mały miesiąc – przypominam – i bynajmniej nie wygladały na sznurki. To były prawdziwe TOTY!- Pani Ewo, pani tu cudów dokonała – wykzyknęła Pańcia zachwytem – ja jeszcze w życiu nie widziałam tak odkrmionych, tak pięknych i dużych czterotygodniowych kociaków ( a widziała ich Pańcia sporo...) Pani Ewa aż rozjaśniła się z radości. Załadowały całe to kocie towarzystwo do kartonika ( bo Pańcia spodziewała się nieporadnych maleństw...) i pojechali. Całą drogę Pan miał niezły ubaw, bo nie dość, że Totki rozpełzały się Pańci nieustannie, to jeszcze ona rozszczebiotała się do nich niczym nastolatka, wydając co chwila okrzyki pełne zachwytu i domagając się, żeby Pan patrzyła na te „ małe cuda”. Pan wolał skupić się na zaśnieżonej drodze, i chwała mu za to, bo przynajmniej dojechali!
W domu Ewcia zachwyciła się tym rozmruczanym tałatajstwem nie mniej niż matka. Maluchy okazały się praktycznie całkiem zdrowe – nie licząc małej grzybiczki, pieszczotliwie zwanej „ pieczarką”. Tradycyjnie już pieczarka ta udzieliła się zarówno Ewci, jak i Pańci, acz dziewczyny zahartowane w bojach i przygotowane na każdą ewentualność raz dwa grzybka zwalczyły. Totki zawładnęły całym domem. Wszystko kręciło się wokół nich. Nawet Pan zachwycał się bez oporów. Co prawda rodzina, która przyjechała na święta patrzyła na Pańcię z dużym niepokojem, powątpiewając w jej „ zdrowy rozum”, ale dla Pańci bynajmniej przeszkody to nie stanowiło. Totki nieubłaganie rosły. Skończyły 9 tygodni i trzeba było dać ogłoszenia. Jak na razie aprobatę Pańci i Ewci groźnie przepytujących potencjalnych nowych właścicieli maluchów zdobyły dopiero dwie rodziny. Swoje domki mają już Junior II i Norka, ale dwa pozostałe łobuziaki są tak fajne ( nawt ja to mówię...), że raz dwa „ pójdą”, jak to mawia Pańcia. A potem przyjdzie wiosna i... pewnie znowu będą małe kotki!
Dodaj komentarz